Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Rok, w którym nie skończyłem żadnej gry. No, prawie

Znajomi wrzucają podsumowania, ile gier ukończyli w 2017. Jeden pisze o kilkunastu, drugi o kilkudziesięciu. Postanawiam sprawdzić i ja, ale jakby mrowi ręka.

Bo, cholera, nie pamiętam żadnej.

Grzebię w pamięci. Nic. Patrzę po Steamie, trofeach na PSN.

W porządku, skończyłem Destiny 2. Znaczy się kampanię, bo samej gry się tam właściwie nie kończy. Może dlatego nie do końca czuję, że gra jest odhaczona.

Call of Duty: WWII pękło dopiero w tym roku. Wolfenstein: New Order rozgrzebany. Przez Inside przebijał się z bólem w zębach, bo Wielka Sztuka pt. „Idę w prawo i jest ciemno” drażni artystowością.

O, no przecież jeszcze remaster pierwszego Crasha Bandicoota strzelił. I Rise of the Tomb Raider. I podaj 4 odsłony Metal Slug Anthology, które zaliczyłem w tydzień.

Wszystko inne rozgrzebane.

7 gier. W praktyce, takie poważne, 4.

Mało grałem? Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu gram inaczej.

No i przede wszystkim było jeszcze pierwsze Destiny. Grałem o tak:

Na początku roku wreszcie udało się zebrać stałą, zaangażowaną ekipę do aktywności w Destiny. A gdy jest ekipa, wszystko smakuje lepiej. Więc trochę po czasie, ale łupaliśmy raidy, pvp i inne tryby, przy okazji wbijając rekordy do książki Age of Triumph, dzięki której wszyscy otrzymaliśmy fizyczną, wyjątkową koszulkę. Więcej o tej zajawce pisałem tutaj.

Pisząc, że gram inaczej, mam na myśli to, że na dłużej przywiązuję się do gier. Za młodu również tak miałem. Gdy na Pegasusa miało się jeden kartridż i świadomość, że będzie go można wymienić dopiero za tydzień czy dwa na targowisku, żyłowało się grę do granic. Na PSX-ie, oryginalnym, nieprzerobionym, do jednej gry byłem przywiązany nawet na dłużej. Potem, gdy zacząłem o grach pisać, praca poniekąd zmuszała do skakania z kwiatka na kwiatek. Bo jak tu masterować jakiegoś jRPG-a, gdy gra do recenzji czeka w kolejce. A deklaracje o późniejszym powrocie nie działały, bo gier było coraz więcej.

Teraz wróciłem do swojego tempa zabawy z grami. Jednocześnie zmniejszyła się objętość czasowa. Pojawiły się dzieciaki, a ja przy nich nie gram w gry choćby z namiastką brutalności. Próbowałem w Everybody’s Golf, ale ta za bardzo wymaga skupienia.

Lubię analizować, jak zmieniają się moje nawyki growe, a przede wszystkim jak zmieniają się growe preferencje. Kiedyś maniaczyłem w absolutnie każdą wirtualną piłkę. To były wspaniałe czasy, gdy osoby spędzające w ISS i PES kosmiczne liczby godzin w mig łapały drobne niuanse. Nabieg Beckhama do rzutu wolnego. Postępująca łysina Zidane’a. Lewa noga Adriano. Gdy FIFA w okolicy 2011 roku wróciła do rywalizacji i trafiła na słaby moment PES-a, przeskoczyłem i wciąż bawiłem się nieźle, patrząc jak z roku na roku gra się rozwija. Ale potem zrobiła krok do tyłu, z kolei odbił się PES. Krótko potem straciłem zainteresowanie, bo w tych grach nie ma już rozwoju. Jest drobienie w miejscu i pozorowane ruchy.

Wsiąkłem za to w model gry jako usługi. Odsądzany w komentarzach od czci i wiary. Kto co lubi. Lubię obserwować, jak gra rozwija się i po 3 latach jest zupełnie inna niż kiedyś. Jak Destiny czy Warframe. Przeprosiłem się z grami Ubisoftu – Asasyna i Far Cry mam już raczej dość, ale to, co Ubi robi z The Division wracającym z dalekiej podróży, Rainbow Six: Siege czy – jak mniemam, bo jeszcze nie grałem – Ghost Reconem, bardzo mi się podoba. Nawet For Honor wciąż jest rozwijane. Wydawcy sięgnęli po ten model, bo stworzenie gry kosztuje coraz więcej, a gra na półce wciąż kosztuje te 60 czy 70 dolarów. Rozumieć ten stan rzeczy i nie mam z nim problemu.

W każdym razie w 2018 roku zamierzam gier skończyć więcej. Już mam na koncie 3 – choć trochę oszukuję, bo Star Wars: Battlefront 2 i Call of Duty: WWII rozgrzebałem w 2017, a teraz jedynie ukończyłem. Do kompletu genialne Guacamelee na PS Vitę – wraz z kompletem trofeów. Ale nie chcę, by to był jakiś wyścig ze samym sobą.

Nie z Monster Hunterem i Kingdom Come w perspektywie.

No i jeszcze zostaje Lista Wstydu za 2017 rok. Oto moja topka tytułów, których nie ruszyłem i w związku z tym jest mi wstyd i zamierzam nadrobić:

1. Yakuza 0
2. Nioh
3. NieR: Automata
4. Danganronpa V3: Killing Harmony
5. Hellblade: Senua’s Sacrifice
6. The Legend of Zelda: Breath of the Wild
7. Sonic Mania
8. Life is Strange: Before the Storm
9. Super Mario Odyssey
10. Cuphead
11. Nex Machina: Death Machina
12. Horizon: Zero Dawn
13. Golf Story
14. Battle Chasers: Nightwar
15. The Surge

Komentarze

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!

Powiadom o
avatar
wpDiscuz