Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

Świadkowie pewnej patologii

Kilka dni temu Zbigniew Boniek w ferworze twitterowej dyskusji pozwolił sobie na małą zaczepkę pod adresem Bogusława Leśnodorskiego, mecenasa AGO Gaming, przy okazji rozdrażniając fanów e-sportu.

I zaczęło się. Czegóż tu nie było! Listy otwarte. Apele. Teksty. Argumenty. Pisanie, że przecież na Intel Extreme Masters w Katowicach było tylu widzów (jakby to miało znaczenie w tym kontekście). Dowodzenie, że przecież e-sport to w sumie sport (jakby to miało cokolwiek do rzeczy). Fajnie tak pisać do Bońka, bądź co bądź jednego z najlepszych polskich piłkarzy w historii.

Takiego pospolitego ruszenia nie było nawet wtedy, gdy w Bońka wstąpił seksista…

https://twitter.com/BoniekZibi/status/843937497545609216

…albo gdy skwitował wpis Macieja Wendzla pisząc „gość pierdolnięty”. Wendzla, czyli… wspólnika Leśnodorskiego w AGO Gaming.

Jako gracze reagujemy bardzo aktywnie, gdy ktoś nie wstydzi się swojej niewiedzy i przedstawia nieprawdziwe lub krzywdzące fakty dotyczące gier. To istotne przy takich zagadnieniach jak wpływ gier na umysły późniejszych morderców (zły PR gier szkodzi nam wszystkim), ale czy jest sens odnosić się do czegoś tak niewinnego, jak wpis na Twitterze?

Moim zdaniem – nie. Wpis pojawił się w toku dyskusji, więc jego zasięg dotarł do mniejszej grupy, niż wpisy, które Zbigniew Boniek zamieszcza u siebie. Czy rodzice młodocianych fanów e-sportu śledzą Bońka na Twitterze? Nie sądzę. Czy firmy potencjalnie zainteresowane inwestowaniem w e-sport mogą stracił zainteresowanie po takim wpisie? Moim zdaniem nie (z dyscypliną bliższą Bońkowi jest trochę trudniej, bo jednak trudno inwestuje się w dyscyplinę, w której na trybunach rządzą karki, przez pół meczu wyśpiewuje się wulgaryzmy, a piłkarze nie potrafią grać).

Istnieje jednak druga strona medalu. E-sport jest wciąż na dorobku. Owszem, jest w fazie dynamicznego rozwoju, rozkręca się z roku na rok, ale – wciąż jest na dorobku. 46 milionów osób, które oglądały IEM World Championship w Katowicach, to łączna widownia jakichś kilkunastu odcinków „Korony królów” – a porównujemy tu przecież zasięg globalny do lokalnego. Finał mundialu w 2014 oglądało ponad miliard ludzi (i to liczone bez online) – a tu z kolei porównujemy 90 minut jednego meczu do dziesiątek gier w trakcie weekendu. Przed e-sportem jeszcze długa droga do porównywalnych zasięgów i pieniędzy.

Oczywiście liczbami można sobie manipulować i równie dobrze mógłbym tutaj udowodnić, że telewizji się już nie ogląda, a e-sport skacze procentowo w górę niczym pasikonik. I to też będzie prawda. Ale nie o to chodzi. Kluczowe jest to, że e-sport wyszedł z fazy zarodka i walczy o nowych widzów. Gracze e-sport albo już lubią, albo nie lubią, ale wydają się w temacie określeni. Pora na walkę o nowych widzów – i fani tradycyjnego sportu są tutaj oczywistym celem. A nikt nie zachęci ich do tego lepiej niż ikony sportu właśnie.

Tutaj e-sport, przynajmniej w Polsce, zostaje w tyle. Dwie sytuacje, które przychodzą mi do głowy, gdy myślę o e-sporcie w kontekście znanych osobistości sportowych, to Jerzy Janowicz rozwalający klawiaturę po oklepie w Counter-Strike’u i Zbigniew Boniek nazywający fanów e-sportu patologią. Raczej kiepska promocja.

Gdy Janowicz rozwala rakietę i ruga dziennikarzy, tenis wciąż pozostaje szlachetnym białym sportem. Gdy rozwala klawiaturę, obrywa e-sport. Futbol mimo afer, czerwonych kartek, nurkowania i błędów sędziowskich wciąż jest uwielbianą dyscypliną sportu. E-sport obrywa za drobiazgi. Taka rola zjawisk na dorobku – i nie ma w tym nic odstręczającego, tamte dyscypliny pracowały na renomę ponad 100 lat.

Dlatego zamiast tych wszystkich apeli i listów otwartych lepiej byłoby, gdyby każda osoba zajmująca się e-sportem zrobiła rachunek sumienia i odpowiedziała sobie na pytanie: a co ja zrobiłem, by ludzie tacy jak Zbigniew Boniek mogli polubić e-sport?

Może transmisję z League of Legends, ale nie z polglishowym komentarzem, tylko taką dla nowicjuszy, których przeraża to, co dzieje się na ekranie? A może zaproszenie na IEM znanych sportowców i zaproszenie ich do turnieju pokazowego, poprzedzonego treningiem? Jest lubiana, choć kalecząca futbol reprezentacja artystów polskich, dlaczego LOL-a nie może pokaleczyć jakaś gwiazda siatkówki? Może Renata Mauer jako gość specjalny turnieju w Counter-Strike’a? Electronic Arts robiło dobrą robotę przy promocji turniejów FIFA, ale paradoksalnie wirtualny futbol nie cieszy się wielką popularnością wśród e-sportowej widowni.

A widzieliście, jak wygląda strona o e-sporcie na polskiej Wikipedii? Porównajcie sobie z angielską. To śmiech na sali. Rany, to jeden z pierwszych wyników Google pod hasłem „e-sport”! To właśnie tutaj trafiają nasi rodzice, którzy chcą poczytać, o co chodzi z tą całą elektroniczną rywalizacją. Albo dziennikarze mediów głównego nurtu, którym zlecono tekst o tym nowym fenomenie. I czytają tam, że „Najpopularniejszym e-sportowym wydarzeniem w historii były Mistrzostwa Świata Sezonu 3 w League of Legends” – naprawdę przez tyle lat nie znalazł się żaden fan e-sportu, który chciałby zaktualizować tę informację? To aktualnie dopiero piąty wynik, pobity m.in. przez katowicki IEM…

Poznawanie e-sportu jest nieintuicyjne dla osób interesujących się grami, a co dopiero dla tych, którzy nie mają z nimi nic wspólnego. Są jakieś ligi, jakieś turnieje – które są ważne, a które nie? Czemu niektóre turnieje są poświęcone tylko jednej grze, a inne kilku? Dla osób, które żyją w klarownym podziale „Euro i mundiale co 4 lata, tak jak igrzyska olimpijskie” trudno się w tym odnaleźć.

Nie jest tak, że nie widzę cennych inicjatyw w tym zakresie – w katowickim Urzędzie Miasta świadomość e-sportu jest zapewne całkiem spora dzięki IEM-owi. Dobrą robotę wykonują tutaj kluby piłkarskie, które widzą w tym pole do naturalnej ekspansji. Ale wciąż wydaje mi się, że e-sport za mało chce docierać do zwykłych ludzi. Przy tym niestety trzeba się narobić – to nie jest sport, gdzie zawsze patrzy się tam, gdzie jest piłka lub zawodnik. Tu trzeba wyjaśnić co i jak.

Dlatego wpis Zbigniewa Bońka e-sportowi nie szkodzi. Szkodzi kolejne „granie supportem na midzie”.

Zresztą z tego wszystkiego wciąż może wyjść dla e-sportu coś dobrego.

https://twitter.com/BoniekZibi/status/948869605782622209

Komentarze

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!

Powiadom o
avatar
wpDiscuz