Sign up with your email address to be the first to know about new products, VIP offers, blog features & more.

5 powodów, żeby zagrać w Wiedźmińskie Opowieści: Wojna Krwi

Gracze uwielbiają Wiedźmina. Kupili go na kopy, przyczynili się do zgarnięcia przezeń fury nagród, zapewne niejeden kupił dla niego Soulcalibur VI. To instytucja, a jak twierdzi Tygodnik Powszechny, wręcz najsłynniejszy Polak.

A jednak okazuje się, że brand to nie wszystko. Poboczne projekty z wiedźmińskiego światka, od cyfrowej planszówki po grę MOBA, świata nie podbiły. Ostatnio doszły niepokojące informacje o niezadowalającej sprzedaży Wojny Krwi. Smucą (mam nadzieję, że wcześniej nieplanowane pojawienie się na Steamie zazieleniło tabelki), bo ta gra zasłużyła nie tylko na wysokie noty (które zresztą otrzymała), ale i wysoką sprzedaż. Jest po prostu bardzo dobra.

Dlaczego?

1. Bo ileż można o tym Geralcie

Nie żebym miał niedosyt związany z obecnością naszego narodowego łowcy potworów. Skąd. Ale z chęcią powitałem w roli głównej mało wyeksploatowaną królową Meve i jej, z lekka przyziemne, perypetie z wdzierającą się klinem w jej królestwo armią Nilfgaardu. Historia z czasem nabiera skali, wybory zaś zyskują na znaczeniu. Opowieść o wiedźmińskim świecie z powodzeniem broni się więc nawet z pomijalną rolą Geralta.

2. Bo poznajemy miejsca, których wcześniej nie widzieliśmy

Mimo że książki i gry znam dobrze, nigdy nie miałem wielkiej potrzeby studiowania map – zwłaszcza że oryginalne wydanie Supernowej jej nie zawierało, więc i obraz światu nie odcisnął mi się w synapsach tak dobrze, jak mapa Śródziemia, którą wertowało się równoległe z postępami wyprawy Froda i reszty ekipy. Przy okazji Wojny Krwi odkurzyłem stare albumy z artworkami do Wiedźmina 2, by sprawdzić, gdzie w sumie jest ta Lyria i co ma wspólnego z Rivią.

Jest i słynny Mahakam, o którym do tej pory czytaliśmy. Ale czytaliśmy raczej niewiele, stąd i nowa, wymyślona przez CD Projekt Red historia krainy, obowiązujące tam zasady i zwyczaje. Rzecz o tyle intrygująca, że jak wskazywało zakończenie do Wiedźmina 2, Nilfgaard może i atakuje Północ, ale Mahakam na wszelki wypadek omija (krasnoludy i tak zatopiłyby kopalnie i udały się gdzieś indziej). Jak zatem osadzić ten region w opowieści o militarnych zakusach Czarnych? Odpowiedź w grze.

O, tu się wlewa Niflgaard, na czerwono od spodu

A na tym nie koniec.

3. Bo masa tu smaczków

Zdradzę jeden – otóż w Wojnie krwi pojawia się szlachetny Eyck z Denesle. Ci, którzy właśnie wzruszyli ramionami, mogą przejść do kolejnego punktu. Reszta pewnie prychnęła pod nosem, bo Eycka kojarzą z wiedźmińskiego filmu i serialu – odtwarzana przez Marka Walczewskiego postać była komiczna z kilku powodów, nie tylko dlatego, że aktor był wówczas bardziej znany jako Stępień z „13. posterunku”. Gra zresztą nawiązuje do walki Eycka z najbardziej przerażającym CGI znanym ludzkości, a kto grał w pierwszego Wiedźmina, również to nazwisko mógł zapamiętać.

Takich mniej lub bardziej skromnych występów gościnnych jest tu więcej. Choćby i dla nich warto wgryźć się w Wojnę krwi.

4. Bo to nie jest więcej tego samego co w Wiedźminie 3 i Gwincie

Rozumiem, że wielu z Was nie polubiło się z Gwintem. Tu jednak rozgrywka nie zasadza się wyłącznie na toczeniu kolejnych czasochłonnych pojedynków. Twórcy uznali, że co za dużo, to niezdrowo, i gameplayem się po prostu pobawili. Jestem absolutnym fanem karcianych zagadek logicznych – otóż często dostajemy zdefiniowane partie kart i oryginalne reguły, które w chytry sposób przenoszą akcję ze scenki dialogowej na stół. Efektem są zadania w stylu „przestawiając dwie zapałki spraw, by powstała cyfra 69” – kto bawił się w takie szarady w młodości, wie, jaką frajdę znajdują przy mich szare komórki. Niektóre zadania to wręcz pasjanse, w którym musimy użyć kart w odpowiedniej kolejności.

Takie nietypowe starcia to mniej więcej połowa wszystkich pojedynków. I choć Wojnę krwi charakteryzuje się jako połączenie karcianki i RPG-a, sam dodałbym tutaj jeszcze grę logiczną.

5. Bo to jest po prostu bardzo dobra gra

Świetna opowieść z poruszającymi wyborami, ładna grafika, trochę craftingu, komponowanie talii, miłe łamigłówki, a do tego powiązanie z Gwintem (karty znalezione w złotych skrzyniach trafiają do talii w multiplayerowym Gwincie). Kreacje reklamowe podkreślają 30 godzin rozgrywki, ale atutów w Wojnie krwi jest znacznie więcej. Szkoda, że fani Wiedźmina podeszli do tego tytułu z dystansem – upatruję tu przesilenia na rynku karcianek (bo przecież właśnie wyszedł Artifact od Valve), ale i mocnego kojarzenia Wojny krwi z tym gatunkiem. Typuję, że duża fala fanów skusi się na ten tytuł przy najbliższej promocji.

A warto, zdecydowanie.

 

PS Jutro gra wychodzi na PS4 i Xbox One…

PS2 …a ze swoim gameplayem świetnie pasowałaby też na Switchu

Komentarze

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!

Powiadom o
avatar
wpDiscuz